mieć nadzieję

oczekuję wskrzeszenia, ożywienia, ale też narodzin...
Tak wiele jest w moim życiu miejsc, w których mieć nadzieję wydaję się sporym nadużyciem, 
a jednak, wierząc w Boga nie mogę nie mieć nadziei, nie chcę jej nie mieć.   

Śmierć Jezusa zabiła w uczniach nadzieję, śmierć pokazała, że ich, tak jak i nas doświadczenie straty zamyka w jakimś ciemnym pomieszczeniu, w którym wszystko co wiemy, znamy, słyszeliśmy -  dezaktualizuje się... nic nie wiemy, nie słyszymy, nie widzimy, nie znamy.
A przecież im mówił, opowiadał, przygotowywał na swoją śmierć. "niby wiedzieli", że
po trzech dniach  zmartwychwstanie...przecież On zawsze dotrzymuję słowa...

Dziś sobie pomyślałam: dlaczego dopiero po trzech dniach? dlaczego nie po godzinie? albo po jednym dniu? chociaż po dwóch? 
Dlaczego stan żałoby trwa tak długo? Dlaczego nieprzeżyta żałoba potrafi, nawet po kilkunastu latach powrócić i bez wszystkich uprzejmości ( czy mogę?, czy zechciałabyś mnie przeżyć) rozgaszcza się w życiu?

Rozumiem i lubię uczniów, którzy uciekali do Emaus.
Rozumiem ich żal, wzrok na uwięzi, potrzebę zmiany miejsca, które wywołuje ból, ale najbardziej lubię moment w którym Jezus dołącza do tych dwóch i pokazuje im, że smutek odejdzie gdy go przeżyją, opowiedzą Mu o swojej stracie. Pozwala im mieć do siebie pretensję, że jak to? nic nie wie?  Pozwala im mówić, SŁUCHA,  aż powoli zasłona z łez, która zakrywała ich oczy opada i rozpoznają Go. On pojawia się i wskrzesza nadzieję. Daje im doświadczyć, że ucieczka jest drogą donikąd, a zmierzenie się z bólem - drogą do życia. 

Wiem, że z Nim zmartwychwstanę, że po śmierci wskrzesi moje ciało, ale od jakiegoś czasu, widzę to też inaczej, w odniesieniu do teraz. Dopóki moje ciało żyję, a ja funkcjonuję w tym świecie - będę doświadczała śmierci, smutku utraty, bólu odejścia...tak wiele do wskrzeszania na bieżąco, żeby móc żyć, nie pozwolić umrzeć nadziei.
Bardzo potrzebuję tych wszystkich Wielkich Postów.

Ten czas jest wyjątkowy także dlatego, że mogę zobaczyć i pozwolić Bogu unicestwić we mnie to, czym zadaje śmierć innym.
 Słowa mają taką moc.
Można nimi uśmiercać , a można pomagać wstać, można odebrać nadzieję, a można ledwo się tlącą rozdmuchać...
Można rany pogłębiać, można je też całować...




Mieć nadzieję oznacza oczekiwać tego, co jeszcze 
się nie narodziło, nie wpadając jednocześnie w rozpacz,
jeśli w swoim życiu nie doczekaliśmy narodzin (...)
Ci, których nadzieja jest krucha, godzą się na pociechę lub przemoc,
ci, których nadzieja jest silna, widzą i świętują 
wszelkie przejawy nowego, gotowi w każdym momencie 
pomóc w narodzinach tego,
co już jest gotowe , by się narodzić.  

E. FROMM, Rewolucja Nadziei








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 SłowoTwory , Blogger